tytuł


Recenzje młodzieżowe - bo młodzież też lubi czytać!

piątek, 29 maja 2015

"Szum" - Magdalena Tulli - recenzja

"Szum" to powieść napisana przez Magdalenę Tulli, autorkę docenioną i znaną z wielokrotnie nagradzanych książek.


Okładka książki SzumGłówna bohaterka to zamknięta w sobie introwertyczka. Jest ona osobą nieprzystosowaną do życia w społeczeństwie i bardzo samotną. Odkąd pamięta zawsze była karcona przez rodzinę, nauczycieli, znajomych. "Szum" opowiada wzruszającą historię dziewczynki innej od wszystkich, wyobcowanej indywidualistki próbującej zmierzyć się z bardzo trudnym zadaniem, jakim jest życie.
    
Powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Po dość nudnej, w ogóle nie przyciągającej wzroku okładce, dziwnym tytule i mało zachęcającym opisie spodziewałam się treści niezbyt ciekawej. Tymczasem mało która książka wywarła na mnie tak ogromne wrażenie.

Autorka w sposób uniwersalny przekazuje bardzo ważne prawdy życiowe. "Szum" aż roi się od złotych myśli, zastanawiających dialogów i mądrych zdań. Nie traci przy tym nic z lekkości języka. Powieść ma bardzo mocny ładunek emocjonalny, wzrusza i zmusza każdego do zastanowienia nad własnym życiem. Esencję książki stanowią bogate, nietuzinkowe metafory, na czele z lisem (najlepszym przyjacielem głównej bohaterki), aż po tajemniczy telefon do zmarłych.
    
Bardzo zachęcam do przeczytania tego dzieła. Autorka posiada ogromny dar przelewania głębokich, mądrych myśli na papier za pomocą słów łatwych w odbiorze. Myślę, że nikt szukający lektury z bogatym podłożem psychologicznym, nie tylko nie zawiedzie się na tej książce, ale będzie nią wprost zachwycony.


                                                               Cavallo, lat 15

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.

czwartek, 28 maja 2015

"Ulysses Moore. Podróż do mrocznych portów" - Pierdomenico Baccalario - recenzja

Okładka książki Podróż do mrocznych portówShane, Murray i Mina ruszają w podróż do Kilmore Cove. Nie byłoby w tym nic dziwnego, przecież zawsze mogą mieć chęci by odwiedzić Penelope Moore i starych przyjaciół, z którymi przeżyli niejedną przygodę. Jednak ich motywacja jest zupełnie inna. Mina dostaje tajemniczy list, z którego dowiaduje się, że Kapitan Banner i profesor Galippi zniknęli. W tym samym czasie Murray słyszy dziwne głosy wydobywające sie spod wody. 

Kim jest Bellingham? Co łączy nastolatków z Zerzurą? 
Trójka przyjaciół wyrusza na poszukiwania.

"- Jeśli chodzi o tę burzę sprzed paru dni, panie... Czarownicy nadali jej dziwną nazwę.
- To znaczy?
- Nazwali ją Wiatrem Murraya - wyszeptał komisarz, spuszczając  wzrok na czubki butów."

Pierdomenico Baccalario i tym razem mnie nie zawiódł. Kontynuacja przygód czwórki przyjaciół i ich łodzi Metis, dzięki której już wcześniej udało im się bezpiecznie wrócić do domu, pochłania na długie godziny.  Zagadkowe teksty odnalezione w zupełnie niespodziewanych miejscach, rejs pod powierzchnią morza, aż w końcu kolejna wizyta w Miejscach z Wyobraźni. Tym razem są to Mroczne Porty. Każde z tych miejsc przy użyciu jedynie chęci czytelnika, staje sie prawdziwym. Cenię autora za lekkość z jaką sprawia, że jego książki czyta się bardzo przyjemnie. Każde z miejsc zostało opisane z pewną dozą tajemniczości, co jeszcze bardziej zachęca do lektury. Akcja płynie wartko, nie było chwili, w której bym się nudziła. Dodatkową zachętą do lektury jest bogata ornamentyka książki. Całość jest stylizowana na wieloletni dziennik, który nie jedno już przeszedł, znajdziemy tutaj szkice statków, plany, notatki, a każdy rozdział rozpoczyna się krótką zapowiedzią. 

Jest to kolejna książka z serii dzienników Ulyssesa Moore'a. Wyjątkowe przygody porwą serce każdego młodszego czytelnika, a dla starszego będą lekką odskocznią od rzeczywistości do świata, w którym najwyższą wartością jest wyobraźnia.

Ananaska,17 lat

Książkę do recenzji otrzymaliśmy od Firmy Księgarskiej Olesiejuk.

"Dotknij Boga" - Patryk Świątek - recenzja

Dotknij Boga. W poszukiwaniu ludzi, którym pozostało tylko szczęście4 miesiące przygotowań. 2873 przebyte kilometry. 1,5 miesiąca podróży. 5 świeckich wspólnot. 5 zgromadzeń zakonnych. Dziesiątki poznanych ludzi. Liczby, które pozwoliły autorowi napisać "Dotknij Boga".

Kilkutygodniowa podróż przez Polskę - brzmi interesująco. Sama chciałabym kiedyś pojechać na podobną wycieczkę, przemierzać kilometry z dala od cywilizacji i miast, odkryć piękno natury gdzieś w opuszczonych zamkach i ogrodach. Patryk Świątek wyrusza w drogę w poszukiwaniu ukojenia i łaski Pana. Co istotne, nie posiada żadnej gotówki, jedzenia, ani pojazdu. Pozostaje mu jedynie wiara w to, że Bóg podejmie się roli przewodnika podczas tej długiej i wyczerpującej wędrówki.

Kim był "święty marabut"?
 Czym zajmują się mali bracia Baranka? 
Gdzie znajdziemy domy Cenacolo?

Na te i inne pytania odpowiedź znajdziemy na stronach książki, stanowiącej swojego rodzaju zapiski z podróży, której napędem jest postać Franciszka - papieża ubogich. Post, jałmużna, modlitwa i praca to główne wartości większości zgromadzeń, które autor spotkał na swojej drodze. Nie zdajemy sobie sprawy, jak ciężko jest prosić o pomoc. Jednak po pewnym czasie trudno jest dalej dążyć bez jedzenia. Podczas lektury natkniemy się na momenty, podczas czytania których robi się po prostu żal. Ludzi, którzy są idealnymi przykładami ludzkiej znieczulicy. Ludzi, z powodu których człowiek cierpi jeszcze bardziej.

Tę książkę napisało życie. Co w niej ujmuje, to prostota przekazania reakcji różnych grup na spotkanie człowieka w ciągłej drodze. Od nastoletnich narkomanów poczynając, poprzez młode dziewczyny pragnące rozrywki, trzydziestoletnich braci pracujących w supermarkecie, na ponad osiemdziesięcioletnim Francuzie piszącym ikony kończąc.

Moją uwagę przykuło multum narodowości, jakie autor spotyka na swojej drodze. Czytając o wędrówce od zakonu do zakonu wydawało mi się, że czekają go spotkania z polskimi księżmi i zakonnikami, a okazało się, że Bóg na jego drodze postawił zarówno Ukraińców, Włoszkę, Chorwatów, Francuza i Belga a także wiele innych osób. Historia każdego z nich nosiła na sobie różne piętna, ale żadna z tych osób nie okazała wrogości.

Patryk Świątek napisał "Dotknij Boga" z perspektywy wędrowca, dzięki czemu czytelnik odnosi wrażenie towarzyszenia w wędrówce przez kraj i domy przypadkowych ludzi w poszukiwaniu szczęścia. W książce niełatwo jest uciec od motywów religijnych, wspomnienia Boga i modlitwy znajdziemy prawie na każdej stronie, ale to o to chodzi.

"Dotknij Boga" z pewnością przybliży czytelnikowi  życie braci duchownych w różnych odłamach katolicyzmu. Kto wie, może nawet przyczyni się do innego spojrzenia na religię?


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak

środa, 27 maja 2015

"Kiedy cię poznałam" – Cecelia Ahern - recenzja

Cecelia Ahern. Chyba jedna z najpopularniejszych irlandzkich pisarek. Dała o sobie znać powieścią ,,PS. Kocham Cię’’ w 2004.  Od tamtej pory wydała już 10 powieści, a ,,Kiedy cię poznałam’’ jest numerem jedenaście. Niektórzy na pewno kojarzą tę autorkę z filmem ,,Love, Rosie’’ z Lily Collins w roli głównej. Cecelia mieszka w Dublinie, ma dwójkę dzieci.

Okładka książki Kiedy cię poznałamNarratorką ,,Kiedy cię poznałam’’ jest Jasmine. Jak ją najlepiej opisać? Kreatywna pracoholiczka, stawiająca swoją siostrę Heather ponad wszystko. Jej specjalnością jest tworzenie kolejnych firm, rozwijanie ich, a następnie ich szybka sprzedaż. Nie przypuszcza jednak, że jej przyjaciel, współzałożyciel firmy Idea Factory – Larry nie dość, że wywali ją z pracy, to da jej przymusowy roczny urlop ogrodniczy. Oznacza to, że przez dwanaście miesięcy nie może się nigdzie zatrudnić. Jasmine jest sfrustrowana brakiem zajęć. Nie pomaga fakt, że jej sąsiadem jest Matt Marshall – radiowy didżej, który w swoim studiu porusza zwykle bardzo kontrowersyjne tematy. Kobieta nie może mu wybaczyć, że przed laty nie przerwał burzliwej dyskusji na temat osób dotkniętych zespołem Downa. Jasmine wszystkich ocenia przez jeden pryzmat – czy ktoś szanuje i traktuje na równi ze zdrowymi ludzi dotkniętych tą chorobą czy wręcz przeciwnie. Jej siostra Heather ma zespół Downa, dlatego kobieta jest tak wrażliwa jeśli chodzi o ten temat.

Stopniowo jednak zauważa, że i życie Matta nie jest tak doskonałe jak mogłoby się wydawać. Jego rodzina się rozpada, a syn nienawidzi go z całego serca. Gdy się poznają, ich relacje nie są najcieplejsze, jednak stopniowo nienawiść zaczyna przeradzać się w coś więcej. Tylko w co?

Pamiętajmy, że nie wszystko jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka…
Jedno trzeba przyznać: Cecelia Ahern ma całkiem niezły kunszt pisarski. Pisze przyjemne książki o miłości i przyjaźni. W tym przypadku jest jak z serialem: ogląda się parę odcinków, niezbyt ciekawych, niezbyt głębokich, jednak stopniowo losy bohaterów wciągają cię, aż w końcu zaczynasz kibicować związkowi Anety i Michała. Tutaj miałam podobne wrażenie. Jedno co muszę przyznać, że koniec książki był naprawdę zaskakujący. Bardzo nietypowy. Był największą niespodzianką powieści. Mimo tego, uważam że w porównaniu z innymi książkami Ahern ta nie była najlepsza. Przynajmniej według mnie.


Katia, 14 lat


Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Akurat. 

"Sabriel" - Garth Nix - recenzja

"Kiedy zostaje się Abhorsenem, wiele się traci. Brzemię odpowiedzialności za tylu ludzi bezlitośnie niszczy [...] prywatne więzi, przeciwności i wrogowie zabijają [...] czułość, [...] horyzonty się zwężają".

Okładka książki SabrielTym razem wybrałam dość długi cytat, nie da się ukryć... Ale skoro już i tak go przeczytaliście, to może dobrniecie do końca recenzji? A jeśli nie, to chociaż przeczytajcie "Sabriel", a sami się przekonacie, że warto.

Mur oddziela dwa... no właśnie. Państwa, światy?
W każdym razie na północy znajduje się Stare Królestwo: świat magii, w którym istnieją Wielkie Kodeksy, potężni magowie, nekromanci, Królowie i liczne niebezpieczeństwa. Z kolei po południowej stronie Muru leży Ancelstierre, świat dla nas "normalny", gdzie króluje nauka i nie ma Magów Kodeksu. Im dalej na południe, tym bardziej ludzie zdają się wypierać istnienie magicznego świata i jego mieszkańców.

Główna bohaterka, Sabriel, pochodzi ze Starego Królestwa. Jest nekromantką, Magiem Kodeksu... córką Abhorsena. Właśnie kończy szkołę "dla młodych dam z wyższych sfer" w Ancelstierre, położoną niedaleko Muru. Zapomniałam dodać, że zarówno krainy północne, jak i południe należą do Życia. Wprawny nekromanta potrafi zatrzeć granice między Życiem a Śmiercią i w ten sposób przywoływać Zmarłych. Zadaniem Abhorsena jest dopilnowanie by to, co martwe, na zawsze pozostało w Śmierci.
                
Skomplikowane? Za długie? Uwierzcie mi, że oszczędzam Wam nie tylko zbędnych szczegółów. Tej książki nie da się wyjaśnić - trzeba ją przeczytać! Stare Królestwo lepiej poznawać z Sabriel, podczas jej przymusowej wyprawy, a nie ze mną, przed monitorem.

Odpowiedzialność ponad wiek, zmartwienia ponad siły, sztuka podejmowania decyzji zbyt ważnych, jak na stan posiadanej wiedzy. Oto część przeciwności, którym musi sprostać główna bohaterka.

Dobrze, wystarczy, dość już napisałam. Chciałabym tylko dodać parę faktów. Po pierwsze, odkąd po raz pierwszy przeczytałam tę książkę parę lat temu, chciałam do niej wrócić. Udało się, przeczytałam ją właśnie drugi raz. Odkrycie - wciąż jest świetna! Po drugie, jest to pierwsza część serii o Starym Królestwie ("Sabriel", "Lirael", "Abhorsen", w przygotowaniu "Clariel"), którą to serię serdecznie polecam.

Jeśli chcecie dobrej fantastyki, sprzed wszechobecnej mody na wampiry itp., z nieprzewidywalną fabułą i jedynym w swoim rodzaju humorem, wciągającej, trzymającej w napięciu, ale bez zbędnego kiczu - polecam. Naprawdę, polecam.


Karczuś, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. 

wtorek, 26 maja 2015

"Musiałam umrzeć" - Marina Achmedowa - recenzja

Musiałam umrzeć
Marina Achmedowa jest finalistką ROSYJSKIEGO BOOKERA 2012, a także specjalną korespondentką tygodnika społeczno-politycznego "Reporter Rosyjski". Jej głównym zajęciem jest przygotowywanie reportaży z życia ludzi na Północnym Kaukazie, na Ukrainie.

Sama o sobie mówi "Nie jestem ekspertem - jestem tylko reporterką opisującą to, co zobaczyła na własne oczy." Właśnie ta praca pozwala jej na przybliżenie ludziom z całego świata sytuacji uchodźców, ekstremistów, a także rodowitych mieszkańców Europy Wschodniej.

To wyjątkowo odpowiedzialne zajęcie, by poinformować opinię publiczną o łamaniu praw w europejskim kraju. Jedynie kilkaset kilometrów dzieli nas od miasta rozdzieranego wojną miedzy muzułmańskimi bojownikami i rosyjskimi siłami specjalnymi. Podczas podróży do Dagestanu reporterka była świadkiem wydarzeń, które nie powinny mieć miejsca w żadnym zakątku świata. Tragizm sytuacji muzułmańskich kobiet oraz ich motywację do popełniania samobójczych zamachów w imię Allaha wyjaśniła w powieści "Musiałam umrzeć".

Już sam tytuł jest nacechowany negatywnie, przywołuje na myśl obraz delikatnej i wrażliwej kobiety, która mimo usilnych starań o wolność i wrażenia pozornej niezależności, nie jest w stanie uciec spod władzy mężczyzn.
Historia dziewczynki, która dorasta w niewielkiej wiosce na północnym Kaukazie. Tam czas zatrzymał się kilkaset lat temu. Wodę przynosi się ze źródła w blaszanych dzbanach, domy buduje się z własnoręcznie wykonanych cegieł, a owczą wełnę z materacy - pierze się w blaszanej miednicy na ganku. Dziewczyna mimo samodzielnie podejmowanych decyzji nie jest w stanie się uwolnić spod władzy religii.

Autorka wykorzystała swoją pracę do stworzenia powieści, która chwyci za serce niejednego czytelnika. Poruszająca historia wzbudza poczucie bezradności w obliczu przykazań wiary. Marina Achmedowa bawi się uczuciami czytelnika, jakby poruszała sznurkami marionetek w teatrze. Smutek, złość, a także podziw dla kobiety, która pomimo przeciwności i niepowodzeń, nadal próbuje i nie ustaje w staraniach o lepsze życie, wypełniały mnie podczas czytania książki.

Sądzę, ze można by potraktować tę powieść, jako swojego rodzaju przewodnik po życiu zupełnie innym niż nasze, a znajdującym się tak blisko. Poznajemy sztywne reguły obowiązujące kobiety: Chadidża bardzo przeżywa, gdy ciocia Nadira zabrania jej zrobić nawet delikatny makijaż. Co najważniejsze, to z jej perspektywy poznajemy świat muzułmańskich kobiet, dzięki czemu zdaje się on jeszcze bardziej wyrazisty. 


Ananaska, 17 lat 

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.

"Kroniki Czerwonej Pustyni. Gniewna gwiazda" - Moira Young - recenzja

Kroniki czerwonej pustyni. Tom 3. Gniewna gwiazda - Young MoiraJeśli ktoś słyszał o serii książek Moiry Young ,,Kroniki czerwonej pustyni”, to na pewno nie będzie dziwne, jeśli stwierdzę, że w trzeciej i ostatniej książce trylogii, ,,Gniewna gwiazda” , Saba wpada w niemałe tarapaty.

Saba straciła już w swoim życiu wiele. Straciła brata, ojca, matkę, a nawet Jacka. I o ile Lugha udało jej się odzyskać, to nie ma już szansy odzyskać ukochanego. Zginął podczas, gdy wysadzili Wskrzeszenie.
Albo tak przynajmniej mają wszyscy myśleć.

Jack żyje i tylko Saba o tym wie. Oboje muszą ze sobą współpracować, dbając o zachowanie sekretu chłopaka. Nawet w szeregach najbliższych przyjaciół Saby narobił sobie potężnych wrogów, przystępując do Tontonów.

,,Gdyby tylko wiedzieli, że Jack jest po naszej stronie. Jest moim zwiadowcą, moim szpiegiem. Zajął się tworzeniem maleńkiej siatki buntowników w Nowym Edenie. Ma kilka wtyczek, bystrych Strażników Ziemi, z którymi łączą nas te same cele. I paru wyrzutków. Zwą ich Leśnymi Psami, bo przyczaili się w lasach. Kiedy DeMalo przejął ich ziemię, postanowili zostać. Ukryć się i sprawiać kłopoty.’’

Mimo to sytuacja jest nieciekawa. Szanse buntowników są zatrważająco małe. Mimo to, a może właśnie z tego powodu, DeMalo składa Sabie kuszącą ofertę. Jeśli zostanie jego żoną, oszczędzi jej przyjaciół i rodzinę. Tymczasem nieopodal dziewczyny zaczyna wyłaniać się zdrajca – ktoś odkrywa jej sojusz z Jackiem i porywa Nero. Saba musi podjąć szybko decyzję, zanim będzie za późno i nie będzie już kogo ratować…

Tak właśnie zaczyna się trzecia część serii ,,Kronik czerwonej pustyni”. Szczerze powiedziawszy, miałam dość wysokie wymagania dotyczące kontynuacji. Poprzednie dwa tomy utrzymywały jakość. Niestety, tu się zawiodłam. Po wydarzeniach z ,,Dzikiego serca” liczyłam, że ponownie zobaczę Sabę wojowniczkę, Sabę, która się nie waha, Sabę, która ma w sobie siłę. Cóż, przeliczyłam się. Wydaje mi się wręcz, że bohaterka się zmieniła – w negatywnym sensie. Powróciła do siebie z pierwszego tomu, gdy jeszcze nie potrafiła nic zrobić. Owszem, stara się wyglądać na silną – ale to tylko pozory. We wnętrzu Saba cały czas jest małą, przerażoną dziewczynką, którą dręczą koszmary o martwej matce.

Ale nie poddawajmy się. Szukajmy pozytywów. Co z Jackiem i jaką rolę odegra dla Saby DeMalo? Po jego wcześniejszej prezentacji w poprzednich częściach, liczyłam, że być może nie będzie aż takim złym łotrem. Przecież już nieraz w książkach zła postać pojawiała się po ty, by okazało się, iż on i główna bohaterka są dla siebie stworzeni. Powoli, powoli…. Tego nie zdradzę. Jeśli chcecie się dowiedzieć, sięgnijcie po książkę.

Akcja jest dynamiczna, co, ironicznie, tylko przeszkadza. Przez oryginalny sposób pisania książki, bardzo trudno jest rozróżnić, w którym momencie : a)bohaterka myśli coś do siebie; b)ktoś inny mówi/krzyczy/woła do Saby; c)po prostu coś się dzieje. Smutna prawda.

Podsumowując, nie żałuję, że przeczytałam ,,Gniewną gwiazdę”. Gdybym tego nie zrobiła, nie poznałabym zakończenia serii – które, muszę to przyznać, było zaskakujące. Jednak jako samo książka jest dość przeciętna. Chyba wolałabym poprzestać na pierwszej części, niż psuć sobie dobre wrażenie. Ale, jak już wspominałam – jest to zakończenie serii, które każdy prawdziwy fan powinien  poznać. Nawet, gdyby miał się potem wściekać na autorkę całą noc.


Ethne, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.

poniedziałek, 25 maja 2015

„Dziewczyna ognia i cierni” - Rae Carson - recenzja

Okładka książki Dziewczyna ognia i cierni„Dziewczyna ognia i cierni” to debiutancka książka Rae Carson, amerykańskiej autorki powieści fantasy. Uważam, że musi być naprawdę odważna i nie bać się krytyki, skoro swoją książkę oparła na wątku religijnym, który miesza się z magią. Jak widać kontrowersyjny pomysł się opłacił i powieść stała się bestsellerem.

Elisa od najmłodszych lat zmaga się z brzemieniem jakie niesie ze sobą bycie Wybrańcem. Niebieski klejnot w jej pępku jest łącznikiem z Bogiem  i swoistym symbolem przynależności do Niego – obdarza nim tylko osobę godną wypełnienia misji, raz na 200 lat. Przez całe życie wszyscy oczekują od niej, że będzie wyjątkowa. A ona nie potrafi.
  
W dniu swoich szesnastych urodzin, ta gorsza z księżniczek, ta mniej kochana przez ojca, staje na ślubnym kobiercu, by powiedzieć „tak” mężczyźnie, którego nie zna. Dla dziewczyny małżeństwo z Alejandro, królem sąsiedniego państwa, jest tylko przykrym obowiązkiem, mającym przynieść korzyści jej królestwu. Szybko jednak okazuje się, że jest on nie tylko przystojny i czarujący, ale również błyskotliwy i troskliwy.

Po ślubie Elisa odkrywa, że jej życie było zaplanowane na długo przed jej narodzinami, a Boski Kamień jest raczej przekleństwem niż przywilejem.
Na skutek zbiegu wydarzeń młoda królowa zostaje zmuszona do dorośnięcia, podejmowania trudnych decyzji i stanięcia na czele oddziału walczącego z wrogami króla. Jeśli nie zdoła na czas zrozumieć magii kamienia, Invierni zabiją wszystkich, na których jej zależy, po czym wyrwą klejnot z jej martwego ciała.
Elisa nie zamierza się jednak poddać.
Jest królową.
I będzie walczyć o swoje królestwo.

„Dziewczyna ognia i cierni” idealnie wpasowuje się w schemat modnych powieści o kobietach buntowniczkach, zapoczątkowanych przez „Igrzyska śmierci”. Młoda dziewczyna, która jest z góry skazana na coś, czego z całego serca nie chce, zmuszona do opuszczenia rodzinnego domu i porzucenia swoich przyzwyczajeń. Po drodze do celu, przechodzi niezwykła metamorfozę, staje się stanowcza, twarda i odważna, by w końcu zostać bohaterką.
I oczywiście znajduje miłość. A najlepiej dwie.

Osobiście lubię tego typu książki i nie przeszkadza mi ciągłe powielanie zarysu fabuły, jednak nawet najbardziej zagorzałym miłośnikom romansów po jakimś czasie się to znudzi. Dlatego niezmiernie cieszy mnie fakt, że akcja książki osadzona jest w świecie pełnym magii i czarnoksiężników, co wyróżnia ją na tle tysięcy podobnych powieści. Kiedy czyta się „Dziewczynę ognia i cierni” Elisa – jak przystało na główną bohaterkę - bardzo się wyróżnia i jest najciekawszą postacią książki. Przechodzi wyraźną zmianę od prologu do epilogu, przeprowadzając czytelnika przez kolejne etapy powieści. Korzystna jest również szybkość rozwoju akcji – dzieje się wiele i łatwo się pogubić, ale to każe głębiej wczytywać się w opisy i dialogi oraz skupić na książce, a nie na tym co dzieje się dookoła. Dlatego właśnie jest to książka, która pozwala się zrelaksować i odprężyć.

Jedynym zgrzytem jest, jak już wspominałam, połączenie religii, z elementami które jej zaprzeczają. Jest to pomysł, na którym tak naprawdę opiera się cała fabuła – oryginalny nie przeczę, ale też dość kontrowersyjny.
A czy Wam podoba się takie połączenie?
Przeczytajcie i przekonajcie się sami!


Nika, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Albatros.

"Błąd w zeznaniach" - Sophie Hannah - recenzja

Okładka książki Błąd w zeznaniachCo mogą mieć wspólnego kontrowersyjny publicysta, który z powodu swoich felietonów pozyskał wielu wrogów i czterdziestodwuletnia przewrażliwiona matka dwójki dzieci? Pozornie nic, ale jednak jest coś, co sprawia, że podejrzenia policji padają na kobietę, a mianowicie srebrne audi. Kilkuletni samochód wydaje się jedynym, co łączy te dwie diametralnie różne od siebie osoby.

Książka rozpoczyna się w niecodzienny sposób, wyznanie na portalu randkowym delikatnie nakreśla sytuację, jednocześnie prawie niczego nie zdradzając. W tym momencie zaczęłam zastanawiać się o co w ogóle chodzi, czy to będzie kryminał o jakimś psychopacie, którego cieszy dzielenie się dokonanymi zbrodniami z kobietami poznanymi przez Internet, czy książka o nieudanych związkach powiązanych z morderstwami. Okazało się, że tak naprawdę, znajdziemy tu po części jednego i drugiego.

Nicki Clements mieszka w brytyjskim Spilling razem z dziećmi i mężem. Niedawno wyprowadziła się z Londynu, a teraz głęboko przeżywa podjętą decyzję. Zdaje sobie sprawę, że nie zrobiła tego ani dla dzieci, ani dla domu z ogrodem, czy świeżego powietrza. Przeniosła się tylko i wyłącznie ze swojego powodu. Teraz ma wyrzuty sumienia... Boi się.
W tym samym czasie w jednym z pobliskich domów dochodzi do specyficznego morderstwa. Ofiara została zakneblowana z nożem na twarzy, a morderca zostawił na mailu swoje selfie z trupem.

Jak potoczą się losy bohaterów?
 Czy kobieta odnajdzie upragniony spokój?

Nie bez powodu Sophie Hannah jest nazywana następczynią Agathy Christie. Tajemnicza atmosfera rozpoczyna się już na pierwszej stronie i nie znika aż do samego końca. Jest to naprawdę godny uznania wyczyn, biorąc pod uwagę, że książka ma prawie 500 stron. Porusza na nich problemy z praktycznie każdej dziedziny życia. Okazywanie emocji i kierowanie się głosem serca może sprawiłoby, że losy bohaterów potoczą się zupełnie inaczej. Moją uwagę zwróciło to, że bohaterowie różnią się między sobą, a zarazem są bardzo podobni w taki sposób, że umożliwia to porównanie ich monologów wewnętrznych pełnych wątpliwości, bólu i strachu, które skłaniają do chwili przemyśleń. Także język autorki bardzo mi się spodobał. Nie znajdziemy tutaj banalnych stwierdzeń typu "to jest fajne", ani niewymagających myśli. Czytanie to sama przyjemność. Długie, rozbudowane zdania są miłą odskocznią od stylu większości dzisiejszych powieści. Wielowątkowa fabuła sprawia, że ciężko przerwać lekturę nawet mimo sporej objętości. Napięcie rośnie z biegiem stron, by osiągnąć punkt kulminacyjny pod sam koniec książki, rozbudzając prawdziwy wulkan emocji. Szczęście, ulgę, ale też złość, że to już koniec!

Polecam wszystkim fanom kryminałów, przygód Herkulesa Poirota i tym, którzy cenią sobie bardzo dobrze napisana książkę, która potrafi wciągnąć na długie godziny, bez względu na tematykę.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. 

piątek, 22 maja 2015

Premiera nowej powieści Sophie Hannah "Błąd w zeznaniach"

Dzisiaj w księgarniach pojawiła się nowa książka Sophie Hannah "Błąd w zeznaniach".

Damon Blundy to kontrowersyjny publicysta i autor kąśliwych felietonów, które regularnie wydłużają listę jego antagonistów. Błyskotliwy, przystojny, bezkompromisowy.  Żonaty z kobietą, której — jak sama twierdzi — nigdy nie kochał.
Nieopodal domu Bludy’ego mieszka Nicki Clements, czterdziestodwuletnia żona i matka. Wraz z rodziną niedawno przeniosła się z Londynu do Spilling — typowego miasteczka, w którym sąsiedzi widzą wszystko, ale udają, że nie widzą nic. Jak każda pani domu, Nicki ma własne małe sekrety oraz… kłopot z bocznym lusterkiem swojego srebrnego audi.

W poniedziałkowy poranek, 1 lipca 2013 roku, w jednym z wiktoriańskich domów w okolicy zostają znalezione zwłoki mężczyzny. Przed śmiercią został unieruchomiony za pomocą taśmy oraz ogłuszony ciężkim przedmiotem. Do uśmiercenia swojej ofiary zabójca użył noża, choć w nieco niekonwencjonalny sposób: nieboszczyk nie został nim pchnięty, a… uduszony. Na ścianie jego gabinetu morderca pozostawił zagadkowy napis, a w skrzynce mailowej, do której znał hasło, tajemnicze selfie z ogłuszoną ofiarą.

Aha, i jeszcze coś! Zamordowany to Damon Blundy. Wiadomo już, że śledztwo nie będzie należało do najłatwiejszych, a jedynym tropem okazuje się… srebrne audi, krążące wokół miejsca zbrodni.


Wyjawić Ci pewien sekret? Dobrze się zastanów, nim odpowiesz…


Jesteście już zaintrygowani? Jeszcze nie? To w takim razie zaglądnijcie TUTAJ!

"Niepokorna" - S.C. Stephens - recenzja

Okładka książki NiepokornaJak to jest być drugą połówką najbardziej pożądanego wokalisty w Stanach? Na pewno to niezapomniane uczucie. Dołóż do tego, trasę, skandale, wielką sławę, miłość i perypetie rodzinne, a wyjdzie Ci namiastka trzeciego tomu trylogii S.C. Stephens pod tytułem „Niepokorna”.

Kiera, świeżo upieczona absolwentka, a na dodatek żona Kellana, wschodzącej gwiazdy rocka, wyrusza w trasę ze swoim ukochanym. 

Jednak, czy jego przeszłość nie przeszkodzi im w zbudowaniu zaufania, tak potrzebnego w związku? I czy tajemnicza Sienna, gwiazdeczka pop, w swojej drodze ma szczyt po trupach, nie zaprzepaści ich wieloletnich starań?

Tego dowiecie się z „Niepokornej”. Książka pomimo swojej objętości, naprawdę wciąga. Nie przynudza opisami, a język jest żywy i zabawny. Każda strona sprawia, że czytelnik, cały czas w napięciu, zaczyna analizować sytuacje i stara się przewidzieć wydarzenia. Jednak, autorka zaskakuje pomysłowością i oryginalnością.

Powieść tchnie optymizmem w miłość. I to nie tylko małżeńską, również tę rodzinną. Pomimo wielu wątków przewijających się w książce, wszystko jest ze sobą idealnie połączone. Doza romantyzmu, pikanterii i zaskakujących zwrotów akcji idealnie odzwierciedla życie w show biznesie i blasku fleszy. Autorka wspaniale wprowadza w klimat autokaru pełnego młodych rockmanów, świata pełnego muzyki, kwiatów i luksusu.

Polecam wszystkim fanom romantycznych książek z nutą rocka w tle.


Dydelf, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Akurat. 

środa, 20 maja 2015

"Gladiator. W służbie Cezara" – Simon Scarrow - recenzja

Gladiator. Tom 2. W służbie Cezara - Scarrow SimonMarkus zmienił się. To już nie jest mały chłopczyk. Doświadczył niewoli, bólu, cierpienia. Z sielankowej scenerii wrzucony został w okrutny świat Rzymian. I tak miał dużo szczęścia. Trafił do Juliusza Cezara, po uratowaniu jego siostrzenicy Portii.

Markusa czeka jeszcze inne wyzwanie. Cezar ma wielu wrogów, którzy czyhają na życie jego i jego rodziny. Jest sposób, by udaremnić ich plan. Należy przeniknąć w ich szeregi i udaremnić ich zamiary. Tego zadania podejmuje się Markus. Wie, że stawką jest jego życie. Porażka oznacza śmierć. Zwycięstwo… Może zapewnić zarówno chłopcu, jak i jego ukochanej matce wolność.

Czy chłopak podoła zadaniu, jakie mu powierzono?
Czy wyjdzie z tego żywy?
,,Gladiator. W służbie Cezara.’’ Tam się wszystko okaże.

Według mnie, druga część cyklu ,,Gladiator’’ autorstwa Simona Scarrowa jest o wiele lepsza w porównaniu do pierwszej. Opisy mnie tak nie nużyły, Markus dorósł, wobec czego i jego przygody stały się według mnie ciekawsze. Bohaterowie – jak żywi. I właśnie to urzekło mnie w książce pt. ,,Gladiator. W służbie Cezara.’’. Spodobało mi się to, że wystąpiły postacie historycznie prawdziwe np. Juliusz Cezar. I dlatego polecam tę powieść, jednak bez przeczytania pierwszej części może być trudno zorientować się w fabule drugiego tomu cyklu ,,Gladiator’’.


Katia, 14 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego, a do recenzji otrzymaliśmy ją od Grupy Wydawniczej Publicat

wtorek, 19 maja 2015

"Dom na jeziorze" - Sarah Jio - recenzja

Okładka książki Dom na jeziorzeWielu z nas na pewno marzy o „wydostaniu się” z wielkiego, brudnego miasta i zamieszkaniu daleko, najlepiej w cichym i przyjemnym miejscu. Niedawno wpadła w moje ręce pewna książka. Książka, która opowiada o ucieczce z miasta, jak najdalej się da…

Ada to młoda kobieta mieszkająca w Nowym Jorku. Ma tu wszystko – pracę, cudowne mieszkanie, znajomych, pieniądze. Jednak czegoś tu brakuje.. Rodziny. Nasza główna bohaterka ma wszystkie potrzebne dobra materialne, ale co z rodziną? Niestety, Santorini straciła zarówno córkę jak i męża w drastycznym wypadku. Od tego czasu nie czerpie żadnych radości z życia. Pewnego dnia przychodzi do bardzo cenionego amerykańskiego psychologa z prośbą o pomoc. Okazuje się,że najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzka, najlepiej do spokojnego miejsca, gdzie kobieta będzie mogła pozbierać swe myśli.

Kilka dni później bohaterka podejmuje decyzję. Postanawia rzucić pracę, dom, marzenia o karierze redaktorki i wynająć barkę w Seattle. Ta zmiana jest bardzo korzystna dla Ady – poznaje młodego mężczyznę, nowych przyjaciół i wiedzie spokojne życie. Jednak pewnego dnia, odnajduje w jednym z pomieszczeń tajemniczą skrzynię. Zaintrygowana kobieta postanawia szukać kluczy. Po jakimś czasie otwiera skrzynię i… odnajduje pewną historię. Historia ta opowiada o młodej kobiecie – Penny, która była żoną artysty i mieszkała na barce (należącej teraz do Ady). Jednak małżeństwo to, nie należało do najszczęśliwszych. Penny bowiem, żywiła uczucia do kogoś innego. 

Jak potoczą się losy głównej bohaterki i tajemniczej kobiety z historii? 
Czy Ada w końcu będzie mogła prowadzić spokojne życie i zapomnieć o tragedii?  
Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w powieści.
Podsumowując, myślę,że książka przeznaczona jest bardziej dla kobiet niż mężczyzn. Trochę tajemnicza, z nutką romansu i dramatu. Osobiście dla mnie, była trochę nudna. Niestety autorka przesadzała z opisami, wydłużała akcję. Plusem jest na pewno to,że sama powieść jest bardzo nietypowa i „dzięki” niej marzę o mieszkaniu na wodzie :) . Co jest też ważne – Jio doskonale pokazała uczucia każdej postaci, pojawiającej się w książce.

W końcu - czy warto po nią sięgnąć? Przeczytaj i przekonaj się ;-).


Ayumi - Kyoko, 15 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Między Słowami.

poniedziałek, 18 maja 2015

"Umarli mają głos. Prawdziwe historie" - Marek Krajewski, Jerzy Kawecki - recenzja


Okładka książki Umarli mają głosScena rodem z horroru. Środek nocy, cmentarz, brak żywej duszy. Jedynie mężczyzna w czerni przechadza się w poszukiwaniu nowo zakopanego grobowca. Odnalazł. Kobieta zmarła na raka tydzień temu, to idealny moment, by zrealizować swój plan...

Tak zaczyna się książka Marka Krajewskiego i Jerzego Kaweckiego. Obrzydzenie, zdegustowanie, a nawet odruch wymiotny towarzyszą czytelnikowi już od samego początku.

Tragedie, które miały miejsce naprawdę. Niedaleko, u nas w kraju, we Wrocławiu. Wydaje nam się, że okrutne morderstwa, o których co jakoś czas mówi się a telewizji, są czymś odległym, że dzieją się daleko w świecie, który nas nie dotyczy. Nie jest to prawda. Psychiczny morderca, fanatyk religijny, czy nekrofil może mieszkać drzwi obok. W książce autorzy opisują niewyjaśnione zagadki, które wydarzyły się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w Polsce.

Marek Krajewski – jeden z najpopularniejszych autorów kryminałów w naszym kraju, laureat m.in. Paszportu „Polityki”,  czy Nagrody Wielkiego Kalibru. Zasłynął dzięki serii o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim. Pragnąc nadać swoim powieściom jeszcze więcej realizmu, poprosił o pomoc Jerzego Kaweckiego, specjalistę medycyny sądowej. Człowieka, dla którego zwłoki, nawet te najbardziej zmasakrowane, to widok codzienny.

Książka została napisana świetnie. Nie ma momentu, w którym czytelnik nie zastanawia się nad dalszym przebiegiem historii. Akcja płynie wartko, nie pozostawiając ani chwili wytchnienia. Jest to zabieg, który niewielu się udaje.

„Umarli mają głos” jest pierwszą książką tego autora, po którą sięgnęłam. I tak, jak zwykle nie przepadam za kryminałami, tak ona urzekła mnie niesamowitym sposobem jej napisania. Co prawda, opisane sceny są bardzo drastyczne, skierowane do czytelników o mocnych nerwach. Nie unikniemy wyobrażania sobie wypływających trzewi ani hektolitrów krwi wokół ciał. Podziwiam autorów za tak wierne oddanie scen morderstw, ale sądzę, że zrobili to chyba aż nazbyt dobrze.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.

piątek, 15 maja 2015

"Koniki z Szumińskich Łąk. Aprilek" - Agnieszka Tyszka - recenzja

Okładka książki Koniki z Szumińskich Łąk. AprilekKoniki z Szumińskich Łąk to wyjątkowe zwierzęta. Znoszą wizyty rozwrzeszczanych dziewczynek ( w „Koniki z Szumińskich Łąk. Dżunia”) a nawet piosenki Leokadii. W „Aprilku” narratorem jest Klara, przyjaciółka Pauliny. Obydwie dziewczynki wręcz kochają konie, potrafiłyby spędzać całe dnie na ich czesaniu, siodłaniu, a najchętniej na długich, wspólnych przejażdżkach po okolicy.

Akcja ”Aprilka” rozpoczyna się razem z nadejściem jesieni.  To piękny czas, gdy zieleń ustępuje miejsca odcieniom złota i czerwieni. W szkole uczniowie organizują zbiórkę materiałów i żywności potrzebnych dzieciom na Ukrainie, dyrektor planuje festyny. Wszyscy mieszkańcy z radością rozpoczynają kolejny szkolny rok. Również w stadninie rusza szkółka jeździecka. W tym roku jeden z kandydatów jest wyjątkowy. Nastoletni chłopiec, do którego Aprilek zapałał przyjaźnią od pierwszego pogłaskania. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale Bruno, bo tak ma na imię chłopak, nie jest w stanie sam się poruszać. A Aprilek, jako koń fryzyjski, jest idealnym partnerem do hipoterapii.

Czy chłopcu uda się pozostać z koniem?
Może jego niepełnosprawność niestety nie pozwoli na spełnienie marzeń?

Agnieszka Tyszka napisała ponadprzeciętne powieści dla dzieci. Aprilek jest jedną z książek serii o Konikach. Książka została opowiedziana ciekawym, ale jednocześnie prostym stylem. Opisywane historie wciągają świetnie dopasowanym do czytelnika językiem, oraz jego plastycznością. Barwne opisy autorki, dzięki którym wystarczy jedynie odrobina wyobraźni, by mieć przed oczami Łąkę, sprawiają, że nawet starszym czytelnikom nie chce się odkładać powieści na bok, bo każda strona jest dla nich podróżą do całkiem innego od naszej rzeczywistości miejsca, z którego ciężko jest się wydostać, przed zakończeniem lektury.

Ciekawą rzeczą są znajdujące się w książeczce rysunki. To bardzo miłe dopełnienie tekstu, jednak sądzę, że lepiej by spełniało swoje obowiązki, gdyby obrazki były kolorowe, a nie w odcieniach szarości. Niewątpliwym atutem jest to, że książka ma dość duże literki, co tylko ułatwia młodszym czytelnikom przygodę z lekturą. Co ciekawe, imiona koników są odpowiednikami angielskich miesięcy. W stajni znajdziemy Augusta, Dżunię, Lutka i wiele, wiele innych. Konie o tak nadzwyczajnych imionach powinny się też jakoś nadzwyczajnie zachowywać. Może i tak jest, bo czy każdy koń prowadzi dziennik, którego fragmenty możemy przeczytać?

To nie jest tak, że książki o konikach nie da się odłożyć i przestać czytać. Da się, ale kto by chciał przerywać tak magiczną podróż do krainy dzieciństwa? Dzięki Agnieszce Tyszce, taka wyprawa staje się jeszcze łatwiejsza.


Ananaska, 17 lat

czwartek, 14 maja 2015

"Spacer po Księżycu" - Hergé - recenzja

Okładka książki Spacer po KsiężycuKomiks początkowo przypominający dziesiątki innych podobnych formatem i wyglądem, po pierwszych stronach lektury okazuje się czymś zupełnie innym. To obrazkowy podręcznik do fizyki i astronomii! Prawa fizyczne zostały przedstawione w prosty i przystępny sposób. Żaden z czytelników, nawet tych młodszych, nie powinien mieć problemów z przyswojeniem treści „Spaceru po księżycu”, a nawet ze zrozumieniem w ten miły i przyjazny sposób, ważniejszych praw fizyki.

Jest to jeden z dwudziestu czterech komiksów o przygodach Tintina. Podróżnik do tej pory ma już na swoim koncie między innymi wizytę w Kongo, odkrywanie „Tajemnicy Jednorożca”, poszukiwanie „Skarbu szkarłatnego Rackhama”. 

Akcja toczy się w przestrzeni kosmicznej. Główny bohater, piesek Miluś, Kapitan Baryłka, profesor Lakmus i inżynier Wolff wybierają się w pierwszą w historii podróż na Księżyc. Jedyna w swoim rodzaju, totalnie nieposkładana i pozornie niepasująca do siebie drużyna wyrusza w dwutygodniową wyprawę na nieodkryty dotąd ląd. Po drodze jednak okazuje się, że nie są jedynymi ludźmi w kosmosie. Ich rakieta ma niezapowiedzianych pasażerów, którzy postarają się przeszkodzić naszym odkrywcom. Co więcej, ich rozmowy z centralą na Ziemi, są podsłuchiwane…
            
Chwile niepewności, czy starczy powietrza na powrót na naszą planetę, momenty załamania i kryzysu, gdy nie ma możliwości powrotu do rakiety, minuty strachu, gdy jeden  z członków opuszcza statek. Wszystkie te sytuacje sprawią wrażenie na nawet najbardziej „sztywnym” czytelniku. Nie da się przejść obojętnie, gdy człowiek jest na skraju życia i śmierci. W tym momencie przystajemy i staramy się coś zrobić. Właśnie tak się dzieje podczas lektury „Spaceru po Księżycu”. Kibicujemy  papierowej załodze do chwili ostatecznego lądowania. Komiks, mimo typowej, obrazkowej formy, posiada także dość długie teksty. To w nich zawarta jest cała esencja fizyki i astronomii przeplatanej z nutką dobrego kryminału.

Ze względu na treść (wypowiedzi policjantów nie są do końca inteligentne, a jeden z odkrywców jest alkoholikiem), nie jestem pewna, czy jest to pozycja przeznaczona do młodszych czytelników, ale myślę, że dla gimnazjalisty i starszych będzie to ciekawe doświadczenie literackie.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont. 

„Księżycowy Kamień” – Wilkie Collins – recenzja

Okładka książki Księżycowy KamieńWilkie Collins to XIX – wieczny angielski powieściopisarz, dramaturg, autor opowiadań i prekursor powieści detektywistycznych. „Księżycowy kamień” jest uważany za pierwszą powieść tego gatunku. Inne znane dzieła jego autorstwa to „Kobieta w bieli”, „Tajemnica pałacu w Wenecji” i „Armadale”.

Rachel Verinder w dniu swoich osiemnastych urodzin dostaje w prezencie Księżycowy Kamień – wielki diament zdobiący kiedyś posąg hinduskiego bożka. Jest to prezent od zmarłego wuja, oficera armii w Indiach, który tuż przed śmiercią zapisał jej go w testamencie. Legendy głoszą, że ten niezwykle wartościowy kamień szlachetny przynosi nieszczęście i pech.

Nikt nie wierzy w plotki, dopóki nie okazuje się, że tropem skarbu podąża trzech hinduskich mnichów gotowych oddać życie za przywrócenie diamentu na dawne miejsce.
Rachel nie ma jednak okazji zastanowić się nad niebezpieczeństwem, jakie niesie ze sobą niezwykły prezent  -  znika on tej samej nocy, a w domu rodziny Verinder zaczynają dziać się dziwne rzeczy…
Kłótnie, kradzieże, sekrety, samobójstwa – ciężar wszystkich zbrodni zdaje się przytłaczać młodą dziewczynę, która by uciec od przeszłości i natrętnego detektywa wyjeżdża do Londynu. Klątwa Kamienia nie opuszcza jej jednak nawet tam. Tak samo jak trzech tajemniczych hindusów…

„Księżycowy kamień” ma bardzo ciekawą fabułę, samo streszczenie potrafi przyciągnąć uwagę. Podoba mi się pomysł, aby całą historię przedstawić z punktu widzenia różnych osób, że narratorów jest kilkoro, a każdy wprowadza do obiektywnej relacji nutkę swojej własnej osobowości. Książka trafnie ukazuje realia epoki, relacje w rodzinie z wyższych sfer i ówczesną codzienność.
 Tu jednak plusy się kończą.

Choć historia jest ciekawa, tonie w nadmiarze zbędnych słów, opisów, i pobocznych wątków. Zmiana szyku zdań i mnogość archaizmów sprawiają, że powieść ciężko się czyta, trudno przebrnąć zwłaszcza przez kilka pierwszych rozdziałów, a w dodatku rzadko zdarza się jakaś myśl czy wypowiedź, która pozwoliłaby czytelnikowi chociaż uśmiechnąć się pod nosem. Na pewno w dużej mierze trzeba patrzyć przez pryzmat epoki, w której książka została napisana, jednak nie podobają mi się rozbudowane opisy rodzinnych kłopotów, oraz zagłębianie się w daleką przeszłość, która nie ma wpływu na akcję.

Myślę, że zostawię książkę miłośnikom XIX-wiecznych powieści, a sama wrócę do nowości, dotyczących współczesnych dziejów, na księgarnianych półkach.


Nika, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka, a do recenzji otrzymaliśmy ją od Księgarni Matras. 

środa, 13 maja 2015

„Słodko-gorzkie życie” - Colleen McCullough - recenzja

Okładka książki Słodko-gorzkie życiePozycja o silnych, niezależnych kobietach. Córki pastora, dwie pary bliźniaczek: Edda i Grace oraz Tufts i Kitty, zostają postawione przed wyborem drogi życiowej. Pochodzące z Corundy w Nowej Południowej Walii dziewczęta postanawiają zgłosić się do pracy, jako wykwalifikowane pielęgniarki w Corunda Base Hospital. Nie była to jednak do końca ich samodzielna decyzja. Ojciec, Thomas Latimer, kierując się miłością do swoich dziewczynek starał się zapewnić im jak najlepszą przyszłość, a także odseparowanie od macochy, która wysługiwała się nimi, jak służącymi, na plebanii. Bliźniaczki zgodziły się na ten pomysł, mimo planów, że pójdą na studia, ze względu na najmłodszą siostrę – Kitty, której macocha Maude próbowała nieźle namieszać w głowie.

W taki oto sposób cztery panienki z dobrego domu 1 kwietnia 1926 roku rozpoczynają swoją pierwszą poważną pracę wśród chorych, biednych i nie zawsze pachnących kwiatkami mieszkańców, gdzie ich przybycia nie pochwalają dotychczasowe pielęgniarki, a już na pewno nie siostra przełożona.
                
Tym, co mnie naprawdę urzekło w tej książce nie jest fabuła, ani postaci, czy cokolwiek podobnego. To właśnie poczucie humoru autorki sprawiło, że „Słodko-gorzkie życie” na dłuższy czas zapadnie mi w pamięci.

„- Biedny chłopina. – Grace zdała później relację Kitty, ocierając łzy rozbawienia. – Nie minęło nawet pięć minut, jak siostra osobiście wcisnęła mu w tyłek odpowiedni czopek. Cały poranek spędził w toalecie. Na szczęście był z tych chodzących.”
                
Odnośnie fabuły, jest ona dość ciekawa. Akcja toczy się w swoim tempie, nie pomijając żadnego aspektu, który miał być przedstawiony w zamierzeniach autorki. Pomysł wysłania dziewczyn, które całe dotychczasowe życie spędziły w wygodach, nie musiały martwić się o pieniądze ani rozrywki, do szpitala – miejsca, gdzie jedna trzecia pacjentów umiera, a jedna trzecia zostaje wypisana do domu, by tam dokończyć swój żywot. Pragnące pokoju stażystki nie mogą tego tak zostawić, przyjechały tu by leczyć ludzi i właśnie to uczynią. Co ciekawe, każda z bliźniaczek jest zupełnie inną osobowością. Bystra i przebojowa Grace, ambitna i apodyktyczna Edda, praktyczna i przyziemna Tufts, romantyczna Kitty, której cięty język odstraszał kawalerów. Cztery dziewczyny wychowane pod jednym dachem, lecz żyjące w tak odrębnych „rzeczywistościach”.  Łączy je niewidzialna nić przyjaźni i milości siostrzanej, której nic za żadne skarby świata, nie zdoła przerwać.
                
Znajdziemy tutaj romans, dylematy życiowe, problemy kobiet lat 20-tych XX wieku. A co najważniejsze, niesamowity klimat tamtych lat przekazany nam z perspektywy młodych dziewczyn. Radzące sobie z przeciwnościami losu, a także codziennymi błahymi problemami, wyrastają na mądre, wyuczone kobiety.

Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Świat Książki. 


wtorek, 12 maja 2015

"Kroniki z Szumińskich Łąk. Dżunia" - Agnieszka Tyszka - recenzja

Okładka książki Koniki z Szumińskich Łąk. DżuniaSzumin nie należy do dużych miejscowości. Kilka ulic na krzyż, niewielki ryneczek, kościół, biblioteka, remiza, no i w końcu Szumińskie Łąki. Miejsce, gdzie czas płynie wolno i w przyjemnej atmosferze. Co go takim sprawia? Oczywiście wyjątkowe konie i kucyki, których stadnina się tutaj znajduje. Przez cały rok opieką obdarza ich pani Bożenka, a także nastoletnia Paulina. Dziewczyna mieszka z mamą w stadninie, ponieważ w domku babci Nadzi, gdzie wcześniej miały swój kąt, nie dało się przebywać z powodu pożaru.

Nadchodzi lato, a wraz z nim zbliża się „obóz w siodle”. Co za tym idzie, spokojne tereny stadniny niedługo zaczną rozbrzmiewać krzykami i piskami dziewczynek. Paulina dostaje bardzo odpowiedzialne zadanie. Musi się opiekować najmłodszymi z nich. Podejmuje wyzwanie, lecz nie jest tak łatwo jak by się mogło wydawać. Jedna z jej podopiecznych wybitnie nie chce się zaaklimatyzować. Wymyka się nocą do stajni, nie słucha poleceń, jest naburmuszona i wiecznie niezadowolona. Porywcza Paulina będzie musiała sobie poradzić z jej zachowaniem, a także z tym, że do Szumińskich Łąk na czas wakacji przyjechała Lala, malutki konik, który robi furorę wśród dziewczynek, lecz powoduje zazdrość u koni z sąsiednich boksów.

Czy Paulina poradzi sobie z postawionym przed nią zadaniem?
Kim jest tytułowa Dżunia?

Agnieszka Tyszka jest autorką całej serii  „Koniki z Szumańskich Łąk”, w której opisuje perypetie „czworokopytnych” mieszkańców Szumina. Książka jest napisana bardzo łatwym i przyjemnym językiem, szybko się ją czyta. To lektura wprost idealna dla młodszych czytelników. Narratorem jest Paulina, to z jej perspektywy dowiadujemy się o akcji w stadninie i okolicach. Opisuje nam ona swoje przemyślenia i  wątpliwości. Drugim informatorem jest Dżunia, która prowadzi swojego rodzaju „pamiętnik”. Część jej „wpisów” poznajemy podczas lektury. Opisuje, to co przekazała nam Paulina, ale z zupełnie innej perspektywy, dzięki czemu powieść nabiera głębi.

Myślę, że jest to książka idealna dla dzieci w wieku szkoły podstawowej. Kolorowa okładka zachęca do lektury, a naładowani pozytywną energią bohaterowie krok po kroku wprowadzają nas do krainy, gdzie konie są naprawdę ważnymi postaciami.


Ananaska, 17 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Egmont.

"Mam odwagę mówić o cudzie" - Janusz Skalski, Joanna Bątkiewicz-Brożek - recenzja

Okładka książki Mam odwagę mówić o cudzie,,My nie robimy cudów, a jedynie jesteśmy ich świadkami’’. Takim skromnym zdaniem określa siebie i swój zespół prof. Janusz Skalski - wybitny kardiochirurg dziecięcy, który obecnie pracuje w prokocimskim szpitalu w Krakowie. 

Wykonuje często pionierskie zabiegi w Polsce dotyczące głównie wad serca u małych dzieci. Ostatnio udało mu się wraz z zespołem wyprowadzić małego chłopca - Adasia z głębokiej hipotermii (temperatura dziecka spadła do 12 0C). O doświadczeniu  lekarskim oraz codziennej pracy z prof. Skalskim rozmawiała Joanna Bątkiewicz- Brożek w książce pt.,, Mam odwagę mówić o CUDZIE’’

1 grudnia 2014r. - ranek, podkrakowskie Racławice. Adaś zostaje wyłowiony z miejscowej rzeki. Nie wykazuje żadnych czynności życiowych, ale jednak postanowiono podjąć próbę przewiezienia go do szpitala w Prokocimiu. Udało się! Chłopiec przeżył. Nigdy wcześniej, na całym świecie, nie wyprowadzono nikogo z hipotermii o tak niskiej temperaturze. 

Książka jest w czymś rodzaju wywiadu,  w którym prof. Skalski opowiada o swoim  życiu, doświadczeniu i o pacjentach, którzy zapadli mu w pamięć najbardziej (np. Adaś). Kardiochirurg kocha dzieci, pracuje dla nich bardzo ciężko, mimo iż nie jest pierwszej młodości, aby im żyło się lepiej.


Bardzo mi się podobała konstrukcja książki.  Wszystkie pytania  zadane przez  redaktorkę są dokładnie przemyślane i  trafne dzięki czemu rozmowa dawała pełny obraz pracy lekarza. Książka jest godna polecenia, gdyż ukazuje nam, że są w Polsce lekarze, których cechuje: bezinteresowność oraz dobro pacjenta. Dla nich dobro  drugiego człowieka jest najważniejsze, z czego powinniśmy czerpać naukę. 

Orwicz, 16 lat

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa ZNAK.